środa, 5 czerwca 2013

Od Mustanga- CD historii Steffy

  Gdy Miriana poszła spać ja poszedłem na łąkę do Daisy. Ta na mój widok podbiegła do mnie. 
Potrąciła mnie chrapami.
- Wróciłeś. - uśmiechnęła się.
Ja nadal patrzałem w dość ciemne niebo...
- Coś się stało? - zapytała troskliwie i jeszcze raz potrąciła mnie chrapami.
- Nie nic... - uśmiechnąłem się.- O patrz tam jest jakaś klacz! Spytam się czy chce dołączyć! - wykrzyknąłem z daleka.
Steffy przedstawiła się mi, a ja jej. Postanowiła dołączyć. Pokazałem jej tereny. Jedna z klaczy stada mocno zalazła jej za skórę. Po wyjaśnieniach, które trwały dość długo wszyscy poszliśmy spać. Za nim zdążyłem przymknąć oczy usłyszałem ryk. 
- Co do chole...- stanąłem jak słup.
Na niebie zauważyłem potężną sylwetkę. Nie był to zdecydowanie ptak. (to coś) Wzleciało niżej i pożarło kilka bezbronnych zwierząt leśnych. 
- TO SMOK!-  usłyszałem krzyki koni.
Zachowując zimną krew zaatakowałem magią wroga. Członkowie zrobili to samo. Zakrwawiony zwierz zawył z bólu. Postanowił się wycofać. Jedyny źrebak w stadzie był dobrze ukryty w stadzie, więc spokojny o jej bezpieczeństwo pobiegłem do znanego tylko przeze mnie i Mirane miejsca. Zauważyłem zdjęte ciernie. Gdy chciałem rozłożyć je na nowo poczułem ból.  Ktoś zaatakował we mnie magią. Była to klacz... ciało miała osłonięte płaszczem, a głowę czarnym kapturem.
- Kim jesteś?!- krzyknąłem.
- Moje imię to Kirke... - wyszeptała tajemniczo.
- Czemu wypuściłaś te bestie?!- syknąłem.
- Mają takie same prawo do wolności co ty....

Kłóciliśmy się przez dłuższą chwilę. Później zniknęła zostawiając po sobie srebrny pył. Rozstawiłem ciernie i wróciłem do Steffy.
<Steffy dokończ>

Tak wyglądał ten stwór.