Ja. Zwykły ogier pinto. Zwykła historia. Urodziłem się na wolności. Od urodzenia znałem tylko matkę. Ojca nigdy nie znałem. Podobno tuż przed moim urodzeniem dopadły go pumy. O tym zdarzeniu opowiadała mi mama. Zostałem sam w wielkim stadzie z oczywiście mamą. Ale jej się ciągle gdzieś spieszyło. Na szczęście w stadzie było pare fajnych źrebaków z którymi bawiłem się całe dnie.
Mieszkałem w rodzinnym stadzie trzy lata. Potem poszedłem w świat na poszukiwanie nowego miejsca życia. I dzisiaj po roku znalazłem je.
Zauważyłem parę koni. Nie będę długo mówił jak wyglądali. No po prostu konie. Chyba jakieś stado. Podpytam się - pomyślałem
-Witam - przywitałem się serdecznie z nieznajomymi
-Witaj - odpowiedział mi kary ogier
-Znacie jakieś stado mieszkające w pobliżu? Bo szukam stada. - odparłem po chwili ciszy
-Tak. Ja prowadzę - powiedział ten sam kary koń - Może chciałbyś dołączyć?
-Jasne - uśmiechnąłem się
-Tylko jak Ci na imię? - spytał ogier - Ja jestem Mustang
-Nazywam się Matador - odpowiedziałem
-Witaj w stadzie , Matadorze! - zawołał Mustang