Gdy powoli wracałem do siebie usłyszałem krzyki. Pobiegłem w stronę odgłosów. Zauważyłem Mirane i Rement'a. Stali obok cierni, które były zniszczone, a za granicą setki potworów.
- Nie no znowu!- krzyknąłem.
Użyłem bariery ochronnej. Nagle do groty wszedł jakiś koń. Potężnej budowy z wrednym wzrokiem. Przedstawił się. Był to ten, którego śledził Wengrand. Zaatakował mnie. Źrebaki gwałtownie cofnęły się. Wycieńczony przez zaklęcie padłem na ziemie. Bariera słabła wraz z moimi mocami. On zaś wysłał wrogie zaklęcie w moją stronę. Ledwo co byłem przytomny, a ochrona trzymała się na ostatniej nici. Krew była na całym polu walki... Oczywiście moja. Mirana i Remento patrzyli z przerażeniem. Myśląc o źrebakach wstałem i zacząłem szarżę na przeciwnika, lecz po chwili znów powalił mnie na ziemie. Na moje szczęście koło wejścia pojawił się Wengrand! A na jego czele reszta stada. Pomogli mi. Przywódca obcego stada zamienił się w kruka i odleciał. Medycy opatrzyli me rany. Podszedłem do źrebaków.
- Uważajcie na siebie.- powiedziałem czule.
Zaprowadziłem ich na bezpieczną łąkę, której strzegłem. Sam rozmyślałem nad wszystkim aż zasnąłem obok malców.
< Mirana dokończ>