- Postrzelona? - spytałem niezbyt rozumiejąc - Niech i tak będzie. Wiesz przynajmniej od kogo?
Klacz pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia. A ty co tak tu siedzisz? Nic ciekawszego do roboty nie masz?
- W sumie.... To nie. Wszyscy mnie zostawili. Trzeba żyć dalej, nie? Wiesz co jest najgorsze? - spytałem retorycznie.
- Niezbyt - posłała mi słaby uśmiech.
- To że się dla kogoś poświęcasz, a on odchodzi. Nawet nie to, że
umiera. Po prostu nic ci nie mówiąc znika z twojego życia - zrobiłem
zamyśloną minę - Do tego miej postrzelonych rodziców-duchów i już nic
nie ma sensu.
- Rodziców-duchów? - wybałuszyła na mnie oczy.
- Znaczy jak się rodziłem byli normalni, jeśli można tak powiedzieć. Nie
byli duchami. Potem ja i siostra poszliśmy swoimi drogami, a oni
najwyraźniej zbzikowali, bo się w duchy pozamieniali.
Hestia zaśmiała się cicho.
- Też uważam, że to komiczne - powiedziałem ze słabym uśmiechem.
- Ej no. Chyba się nie załamujesz? Znajdziesz nowych przyjaciół.
- Nie załamuję się, ale wiesz. To nie jest u mnie na porządku dziennym. Ale dosyć o mnie. Teraz ty coś powiedz.
< Hestia? >