Podbiegłem do siwej klaczy. Nie oddychała już i była zimna. Mimo to, jej serce nadal biło. Przywołałem szybko Blowa.
- Dasz rade pociągnąć ją na saniach? Ja oczywiście mogę pomóc, bo inaczej dotarlibyśmy tam późno... - westchnąłem.
- Nie jestem husky, ale jakoś dam radę. - odparł.
Po kilku minutach dotarliśmy do kliniki. Klacz nadal nie oddychała,
pulsu nie było, a serce bił coraz rzadziej. Położyłem ją na dużym,
białym stole i zacząłem szukać małej flaszki z niebieskim proszkiem.
Stała na samym początku. Szybko rozpuściłem go w wodzie. Otworzyłem pysk
klaczy i wlałem roztwór. Teraz tylko czekać...
< Hestia? >