Spojrzałam na kwiat, a potem na śnieg. Podniosłam jedną brew uśmiechając się. Ogier zdziwił się.
- Coś nie tak? - zapytał.
Uformowałam ze śniegu śnieżkę i rzuciłam w niego.
- Wojna. - szepnęłam rzucając się do galopu.
Valentino dostał kilkoma kulami w grzbiet i szyję, a ja w chrapy i nogi. On szybko mnie dogonił i wyszedł na prowadzenie.
- To nie wyścig! - krzyknęłam rzucając kulką.
Nagle potknęłam się o duży kamień przykryty grubą warstwą śniegu.
Upadłam na ziemię. Po chwili przyszedł samiec. Chciał pomóc mi wstać,
ale ja złapałam jego kopyto i przewróciłam na biały puch.
< Valentino? Nic lepszego nie mogłam wymyślić >